Jeśli przed wyjazdem w odległe rejony, w naszej walizce roztropnie ukryliśmy wartościową lekturę, nasza podróż bez wątpienia stanie się o wiele bardziej znośna. Ostatnio miałam okazję przemierzać Polskę w towarzystwie pisarza, Alberta Camusa - nie bez powodu mianowanego jednym z najwybitniejszych europejskich intelektualistów XX wieku. Już po kilku stronach nabrałam pewności, że Upadek to powieść, którą warto czytać z ołówkiem w dłoni. Ostatnie ukończone dzieło słynnego noblisty pochłonęłam niemal jednym tchem, skrupulatnie zaznaczając wszystkie fragmenty, które w szczególny sposób przykuły moją uwagę - a uwierzcie, że było ich wiele! Zawartość skłaniającą do refleksji nad ludzką egzystencją, niezwykle barwny język oraz niespotykany sposób narracji sprawiają, że nieco ponad stu stronicową książkę śmiało można zaliczyć do grona nigdy nie tracących na aktualności klasyków. Dziś dzielę się z Wami pierwszą częścią cytatów, które okrasiłam subtelną kobiecą sesją w pomarańczowym kombinezonie w kwiaty.
English version:
If before we set off on our travels we wisely hid a valuable book in our suitcase, our journey would no doubt be much more bearable. I recently had the opportunity to take a trip across Poland, accompanied by no less than the great writer Albert Camus who, not without good reason, was named as one of the world's most prominent intellectuals of the 20th Century. And after just a few short pages I was convinced that The Fall was a novel worth reading, with a pencil in my hand ready to make notes. The last story I read by this famous Nobel Prize winner left me feeling exactly the same way, and I carefully selected all the passages that particularly caught my attention - and, believe me, there were a lot! The content compels the reader to reflect on human existence, and the colourful language and unique narrative make what is little more than a 100-page book a piece of classical and timeless literature. Today, I would like to share with you the first part of a series of quotations from the book, accompanied by a subtle and fashionable session centred around a floral orange romper.
Jeśli się dużo rozmyślało o człowieku - z zawodu lub z powołania - odczuwa się niekiedy nostalgię za prymitywami. Nie ma w nich żadnych utajonych myśli.
***
(...) trzeba przyznać, że społeczeństwo zepsuło nieco szczerą prostotę jego natury.
***
Cenię jego uzasadnioną nieufność i podzielałbym ją chętnie, gdyby moja rozmowność, jak pan widzi, nie stała temu na przeszkodzie. Niestety, jestem gadułą i przyjaźnię się łatwo. Choć potrafię zachować odpowiedni dystans, wszystkie okazje są dla mnie dobre.
***
Znałem człowieka o czystym sercu, który odrzucił wszelką nieufność. Był pacyfistą, zwolennikiem absolutnej swobody, kochał jedną miłością całą ludzkość i zwierzęta. Dusza wyjątkowa, tak, to pewne. Otóż podczas ostatnich wojen religijnych w Europie schronił się na wsi. Napisał u wejścia do swego domu: “Skądkolwiek przychodzicie, wejdźcie i witajcie.” Jak pan sądzi, kto odpowiedział na to piękne zaproszenie? Milicjanci, którzy weszli jak do siebie i wypatroszyli mu wnętrzności.
***
Radowała mnie moja własna natura, a wiemy wszyscy, że na tym właśnie polega szczęście, chociaż, żeby wzajemnie się uspokoić, udajemy czasem, że potępiamy ten rodzaj przyjemności, nazywając ją egoizmem.
***
W istocie, uprzejmość dostarczała mi wielkich radości. Jeśli któregoś ranka udawało mi się ustąpić miejsca w autobusie lub metrze komuś, kto na to naprawdę zasługiwał, podnieść przedmiot, który upuściła na ziemię stara pani, i podać go jej z dobrze mi znanym uśmiechem czy też po prostu odstąpić taksówkę osobie śpieszącej się bardziej ode mnie, mój dzień nabierał blasku. Rad byłem nawet, muszę to powiedzieć, z tych dni, kiedy środki komunikacji nie działały z powodu strajku i na przystanku autobusowym miałem okazję zabrać do swego samochodu kilku nieszczęsnych paryżan, którzy nie mogli wrócić do domu. Odstąpić wreszcie fotel w teatrze, by jakaś para mogła siedzieć obok siebie, umieścić w czasie podróży walizki młodej dziewczyny na wysokiej półce, oto grzeczności, do których byłem skłonny bardziej niż inni, uważniej bowiem czekałem na okazje i bardziej smakowałem płynące z nich rozkosze.
***
Bo czy to nie Eden, drogi panie, życie brane po prostu? Takie było moje życie. Nigdy nie musiałem uczyć się życia. Przychodząc na świat wiedziałem już wszystko.
***
Byłem w całkowitej zgodzie z życiem, przystawałem na wszystko, czym ono było, od góry do dołu, nie odrzucając nic z jego ironii, wielkości i serwitutów. W szczególności ciało, materia, słowem to, co fizyczne, co zbija z tropu i zniechęca tylu ludzi w miłości czy w samotności, przynosiło mi niemniejszą radość nie czyniąc mnie niewolnikiem. Byłem stworzony do posiadania ciała. Stąd we mnie ta harmonia, to swobodne panowanie nad sobą, które czuli ludzie i o którym mówili mi niekiedy, że pomaga im żyć. Szukano więc mojego towarzystwa. Często, na przykład, zdawało się komuś, że już mnie kiedyś spotkał. Życie, jego dary i ludzie szli mi na spotkanie; przyjmowałem tę hołdy z życzliwą dumą. Doprawdy, dzięki temu, że byłem tak pełnym i prostym człowiekiem, uważałem się po trosze za nadczłowieka.
***
(...) bynajmniej nie chodziło o pewność, w której żyłem, że jestem inteligentniejszy od innych. Ta pewność jest zresztą bez znaczenia, skoro tylu durniów ją podziela.
***
Wiodło mi się dobrze we wszystkim, to prawda, ale nie byłem zadowolony z niczego. Każda radość budziła we mnie pragnienie innej radości. Święto następowało po święcie. Zdarzało mi się, że tańczyłem przez całe noce, coraz bardziej pijany ludźmi i życiem. Czasem, późno w noc, kiedy taniec, lekki alkohol, moje własne wyuzdanie, dzika swoboda wszystkich wtrącały mnie w zachwyt, zdawało mi się w moim znużeniu i przesycie, przez sekundę, że rozumiem wreszcie tajemnicę istot i świata. Ale zmęczenie znikało nazajutrz, a z nim tajemnica; i zaczynałem na nowo. Biegłem tak, zawsze pełen po brzegi, nigdy syty, nie wiedząc, gdzie się zatrzymać, aż do dnia, a raczej aż do wieczora, kiedy muzyka przestała grać i zgasły światła.
***
Niech pan przede wszystkim nie wierzy, że pańscy przyjaciele będą telefonować do pana co wieczór, jak powinni, by dowiedzieć się, czy nie jest to właśnie wieczór, kiedy postanowił pan popełnić samobójstwo lub, bardziej po prostu, czy nie pragnie pan towarzystwa, jeśli nie ma pan ochoty wyjść z domu. Otóż nie, jeśli zatelefonują, będzie to właśnie wieczór, kiedy nie jest pan sam i życie jest piękne, zapewniam pana.
***
Może nie kochamy dosyć życia? Czy zauważył pan, że tylko śmierć budzi nasze uczucia? Jakże kochamy przyjaciół, którzy nas opuścili, prawda? Jak podziwiamy tych naszych mistrzów, którzy milczą mając usta pełne ziemi! Hołd przychodzi wówczas w sposób naturalny, ten hołd, którego oczekiwali może przez całe życie. Ale czy wie pan, dlaczego jesteśmy zawsze bardziej sprawiedliwi i wielkoduszni ze zmarłymi? Przyczyna jest prosta! Wobec nich nie mamy zobowiązań. Zostawiają nam swobodę, możemy rozporządzać swoim czasem, upchać hołd pomiędzy koktajl i spotkanie z uroczą kochanką, słowem, przeznaczyć nań chwilę, z którą nie wiadomo co zrobić.
***
Człowiek jest taki, drogi panie, ma dwie twarze: nie może kochać nie kochając siebie.
***
Znałem człowieka, który dwadzieścia lat życia poświęcił pewnej kobietce, wyrzekł się dla niej wszystkiego - przyjaźni, pracy, własnej nawet przyzwoitości - i który przyznał się pewnego wieczora, że nigdy jej nie kochał. Nudził się, tylko tyle, nudził się jak większość ludzi. Sam więc stworzył sobie życie pełne komplikacji i dramatów.
***
Widzi pan, drogi panie, był to piękny wieczór jesienny, jeszcze ciepły nad miastem, już wilgotny nad Sekwaną. Noc nadchodziła, niebo było jasne na zachodzie, ale ciemniało, latarnie świeciły słabo. Szedłem lewym brzegiem, ku mostowi des Arts. Widać było, jak rzeka połyskuje pomiędzy zamkniętymi skrzyniami bukinistów. Ludzi było mało: Paryż jadł już kolację. Deptałem żółte i zakurzone liście przywodzące na pamięć lato. Niebo napełniało się z wolna gwiazdami, które widać było przelotnie, pomiędzy jedną latarnią a drugą. Delektowałem się ciszą, która wróciła, słodyczą wieczoru, pustym Paryżem.
***
Życie stało się dla mnie mniej łatwe: kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera.
***
Trzeba wyznać pokornie, mój drogi ziomku, że zawsze rozsadzała mnie pycha. Ja, ja, ja, oto refren mego kochanego życia, który słychać było we wszystkim, co mówiłem. Nie mogłem nigdy mówić inaczej niż chwaląc się, zwłaszcza jeśli robiłem to z ową druzgocącą dyskrecją, której tajemnicę posiadłem. To prawda, że zawsze byłem wolny i potężny. Po prostu czułem się wolny w stosunku do wszystkich dla tej doskonałej przyczyny, że nie uznawałem nikogo za równego sobie. Zawsze uważałem się za bardziej inteligentnego od innych, powiedziałem to panu, ale również za bardzo wrażliwego i zręcznego, wyborny strzelec, niezrównany kierowca, najlepszy kochanek. Nawet w dziedzinach, w których mogłem łatwo sprawdzić swoją niższość, jak na przykład tenis, gdzie byłem tylko przyzwoitym partnerem, z trudnością przyszłoby mi uwierzyć, że nie przewyższyłbym o klasę najlepszych, gdybym miał czas na trening. Widziałem w sobie same przewagi, co tłumaczyło moją życzliwość i pogodę. Kiedy zajmowałem się kim innym, było to czyste pobłażanie, robiłem to z dobrej woli i moja była cała zasługa: wstępowałem o stopień wyżej w miłości do siebie.
Anyone who has considerably meditated on man, by profession or vocation, is led to feel nostalgia for the primates. They at least don’t have any ulterior motives.
***
(...) society has somewhat spoiled the frank simplicity of his nature.
***
I consider his distrust justified and should be inclined to share it if, as you see, my communicative nature were not opposed to this. I am talkative, alas, and make friends easily. Although I know how to keep my distance, I seize any and every opportunity.
***
I knew a pure heart who rejected distrust. He was a pacifist and libertarian and loved all humanity and the animals with an equal love. An exceptional soul, that’s certain. Well, during the last wars of religion in Europe he had retired to the country. He had written on his threshold: “Wherever you come from, come in and be welcome.” Who do you think answered that noble invitation? The militia, who made themselves at home and disemboweled him.
***
I enjoyed my own nature to the fullest, and we all know that there lies happiness, although, to soothe one another mutually, we occasionally pretend to condemn such joys as selfishness.
***
Indeed, good manners provided me with great delights. If I had the luck, certain mornings, to give up my seat in the bus or subway to someone who obviously deserved it, to pick up some object an old lady had dropped and return it to her with a smile I knew well, or merely to forfeit my taxi to someone in a greater hurry than I, it was a red-letter day. I even rejoiced, I must admit, those days when the transport system being on strike I had a chance to load into my car at the bus stops some of my unfortunate fellow citizens unable to get home. Giving up my seat in the theater to allow a couple to sit together, hoisting a girl’s suitcases onto the rack in a train—these were all deeds I performed more often than others because I paid more attention to the opportunities and was better able to relish the pleasure they give.
***
Indeed, wasn’t that Eden, cher monsieur: no intermediary between life and me? Such was my life. I never had to learn how to live. In that regard, I already knew everything at birth.
***
I was altogether in harmony with life, fitting into it from top to bottom without rejecting any of its ironies, its grandeur, or its servitude. In particular the flesh, matter, the physical in short, which disconcerts or discourages so many men in love or in solitude, without enslaving me, brought me steady joys. I was made to have a body. Whence that harmony in me, that relaxed mastery that people felt, even to telling me sometimes that it helped them in life. Hence my company was in demand. Often, for instance, people thought they had met me before. Life, its creatures and its gifts, offered themselves to me, and I accepted such marks of homage with a kindly pride. To tell the truth, just from being so fully and simply a man, I looked upon myself as something of a superman.
***
It was not a matter, mind you, of the certainty I had of being more intelligent than everyone else. Besides, such certainty is of no consequence because so many imbeciles share it.
***
I was at ease in everything, to be sure, but at the same time satisfied with nothing. Each joy made me desire another. I went from festivity to festivity. On occasion I danced for nights on end, ever madder about people and life. At times, late on those nights when the dancing, the slight intoxication, my wild enthusiasm, everyone’s violent unrestraint would fill me with a tired and overwhelmed rapture, it would seem to me—at the breaking point of fatigue and for a second’s flash—that at last I understood the secret of creatures and of the world. But my fatigue would disappear the next day, and with it the secret; I would rush forth anew. I ran on like that, always heaped with favors, never satiated, without knowing where to stop, until the day—until the evening rather when the music stopped and the lights went out.
***
Don’t think for a minute that your friends will telephone you every evening, as they ought to, in order to find out if this doesn’t happen to be the evening when you are deciding to commit suicide, or simply whether you don’t need company, whether you are not in a mood to go out. No, don’t worry, they’ll ring up the evening you are not alone, when life is beautiful.
***
Maybe we don’t love life enough? Have you noticed that death alone awakens our feelings? How we love the friends who have just left us? How we admire those of our teachers who have ceased to speak, their mouths filled with earth! Then the expression of admiration springs forth naturally, that admiration they were perhaps expecting from us all their lives. But do you know why we are always more just and more generous toward the dead? The reason is simple. With them there is no obligation. They leave us free and we can take our time, fit the testimonial in between a cocktail party and a nice little mistress, in our spare time, in short.
***
That’s the way man is, cher monsieur. He has two faces: he can’t love without self-love.
***
I knew a man who gave twenty years of his life to a scatterbrained woman, sacrificing everything to her, his friendships, his work, the very respectability of his life, and who one evening recognized that he had never loved her. He had been bored, that’s all, bored like most people. Hence he had made himself out of whole cloth a life full of complications and drama.
***
You see, cher monsieur, it was a fine autumn evening, still warm in town and already damp over the Seine. Night was falling; the sky, still bright in the west, was darkening; the street lamps were glowing dimly. I was walking up the quays of the Left Bank toward the Pont des Arts. The river was gleaming between the stalls of the secondhand booksellers. There were but few people on the quays; Paris was already at dinner. I was treading on the dusty yellow leaves that still recalled summer. Gradually the sky was filling with stars that could be seen for a moment after leaving one street lamp and heading toward another. I enjoyed the return of silence, the evening’s mildness, the emptiness of Paris.
***
Life became less easy for me: when the body is sad the heart languishes.
***
I have to admit it humbly, mon cher compatriote, I was always bursting with vanity. I, I, I is the refrain of my whole life, which could be heard in everything I said. I could never talk without boasting, especially if I did so with that shattering discretion that was my specialty. It is quite true that I always lived free and powerful. I simply felt released in regard to all for the excellent reason that I recognized no equals. I always considered myself more intelligent than everyone else, as I’ve told you, but also more sensitive and more skillful, a crack shot, an incomparable driver, a better lover. Even in the fields in which it was easy for me to verify my inferiority—like tennis, for instance, in which I was but a passable partner—it was hard for me not to think that, with a little time for practice, I would surpass the best players. I admitted only superiorities in me and this explained my good will and serenity. When I was concerned with others, I was so out of pure condescension, in utter freedom, and all the credit went to me: my self-esteem would go up a degree.
Pomarańczowy kombinezon - Yoshop.com
Thank you so much, Ariadna for sharing your experience. Camus' wisdom and insight are very worthy and a pleasure to contemplate. Ariadna, you're a very lovely girl, so very feminine and exciting. Thank you, again, for sharing your photos and your experience.
ReplyDeleteTights w a romper? Yes?
ReplyDeleteCytaty bardzo fajne, a im krótszy tym lepszy :-)
ReplyDeleteOdpuść jednak z makijażem, bardzo Cię postarza i wygląda... no... słabo!
mrcn
Wybór cytatów jest bardzo ciekawy, natomiast w zaprezentowanym na zdjęciach pomarańczowym kombinezonie wyglądasz bardzo pięknie i seksownie :-)
ReplyDeleteKapitalnie :)
ReplyDeleteThis is such a classy and mature set, Ariadna, and shows how you are growing and evolving so nicely as a blogger, a model and a photographer. Versatile is a word I've used to describe you on here more than once, and this is another fine example of that. You look as beautiful as ever, the romper looks great and really suits you, and the poses look very professional. Mixing up black and white with colour is a really nice touch too :o) And being something of a literary lover, I always welcome your forays into the world of books, which adds a clever and interesting dimension to your blog. Having read (and loved!) La Peste (The Plague) by Camus, I will definitely be rushing out to find a copy of The Fall. Naturally I won't look as good as you while reading it, but then who will? Beauty and intelligence is quite an aphrodisiac. It also makes you a woman to be reckoned with. They are qualities I very much admire in you, Ariadna :o)
ReplyDeleteZdjęcia w kombinezonie GENIALNE a co do cytatów to bardzo ciekawe ;)
ReplyDeleteMasz jakieś ubrania na sprzedaż?
ReplyDeletewhat a fantastic post :)
ReplyDeletekisses :)
http://itsmetijana.blogspot.rs/
The wait is over i love to see your photos .. so keep calm posting
ReplyDeleteRegards
Shopafford.com
Zdjęcia eksponującej swoje wdzięki kobiety w towarzystwie pesymistycznych cytatów to chyba definicja dekadencji:)
ReplyDeleteCzytając "Dżumę" w liceum, wydawało mi się, że Camus nie znosił Oranu. Potem mój kolega Julian dostał kalendarz z cytatami o literatach (po niemiecku, bo jest pół-Austriakiem), w którym wypowiadał się o nim bardzo pochlebnie. Zrobił mu na pewno reklamę, przed wojną Polacy lepiej kojarzyli Orany koło Wilna...
Emmanuelle Seigner. Wygladasz równie niepokojaco, tajemniczo, coś przyciaga uwagę, nie pozwala zapomnieć. Świetna sesja.
ReplyDeleteYou look sexy in this outfit
ReplyDeleteRegards.
Savecatch.com
beautiful photos.! so attractive specially outfit and poses was so loving
ReplyDeleteRegards
Somethingoff.com
Pomysł z cytatami uważam za trafiony i bardzo dobry :) I jeszcze dwujęzyczne :)
ReplyDeleteSesja śliczna, delikatna, śmietankowa, urocza :)
Kombinezon brzmi tępo, twardo, zwyczajnie i mało kobieco, a Ty wyglądasz w nim tak przesłodko i prześlicznie, że ''kombinezonu'' nie widać ;)
Pozdrawiam,
Zbyszek :)
Piękne zdjęcia, modelka urocza! <3
ReplyDeleteSome very good quotes you have there. Nice romper by the way.I follow you,can we follow each other?
ReplyDeletehttps://elogiosamislocuras.blogspot.com